czwartek, 14 października 2021

66 historia życia toczącego się dalej

Jest październik. Pogoda stosowna do pory roku, a że nigdzie nie ma mowy o złotej berlińskiej jesieni mam do czynienia z szaro- (jeszcze) zieloną rzeczywistością. Już tyle miesięcy żyjemy w trochę odmiennych pandemiczynch realiach i mogłabym powiedzieć, że nic takiego niesamowitego się nie dzieje, nie zmienia, że wszystko po staremu. Ale ktoś wtedy mógłby zwrócić mi uwagę, że chyba nie do końca mam rację, bo przecież ponad rok temu zmieniłam miejsce pracy, bo przecież przetrwaliśmy już sama nie wiem ile lockdownów, lekcji w domu prowadzonych symultanicznie ze spotkaniami w pracy i gotowaniem obiadu, że przecież nikt z rodziny nie zachorował, co chyba jest też, sytuacją dosyć nietypową. Mógłby także skierować palcem na mój coraz większy brzuch i przypomnieć mi, że za 3 miesiące nasza mała rodzina będzie trochę większa, bo dołączy do niej nowy członek. Życie na swoim czasem niższym, a czasem wyższym biegu toczy się zatem dalej. 

Latem minęło dziewięć lat od kiedy mieszkam w Niemczech. Trudno mi w to uwierzyć,  a jednocześnie widzę, że na padające często pytanie odnośnie ewentualnego powrotu z mojej strony pada stanowcze NIE. Zdecydowanie to tutaj wracam do domu. Mówiąc szczerze wydawało mi się, że tak dobrze znane emigrantom uczucie życia w rozkroku będzie trzymało się mnie dłużej, ale obecnie nie trzyma wcale. Stałam się turystką w kraju, w którym się urodziłam. Jeszcze w poprzedniej pracy, bywałam służbowo w Warszawie, łączyła mnie zatem ze stolicą nieturystyczna nić. Teraz kiedy od roku moje życie zawodowe ogranicza się do Berlina, a odkąd możliwa jest praca zdalna ogranicza się do mojej sypialni, w której stoi biurko, w Polsce bywam jedynie w czasie wolnym odwiedzając rodzinę albo spędzając weekend na łonie natury. Nie miewam już rozterek pt. "co by było gdyby". Myślę, że człowiek wyzbywa się ich wraz z uczuciem stabilizacji. Nie śmiało mogę stwierdzić, że takie uczucie towarzyszy mi od jakiegoś czasu, nie jestem jednak do końca przekonana, czy nie jest ono przypadkiem spowodowane ilością hormonów wyprodukowanych w moim ciele przez ostatnie 7 miesięcy. Dam Wam znać, czy coś się zmieniło już niedłog. Tymczasem niech życie toczy się dalej.