środa, 1 stycznia 2014

2

Pierwszy dzień nowego roku, w domu cisza, wróciliśmy z Polski przedwczoraj, nie jest mi smutno, nie czułam się tam dobrze, sama nie wiem dlaczego. Przeczytałam gdzieś, że kochamy powtarzalność świąt, że co roku dzieje się to samo, ja chyba nie jestem zakochana w tych corocznych kalkach z lat poprzednich. Święta to dla mnie grający telewizor, hałas, jedzenie, spotkania i opowiadane po raz setny te same historie. Nikt nie jest zainteresowany historią najnowszą. Co roku też widzę coraz bardziej zmęczoną mamę, a w tym było mi przykro, że nie mogę jej wyręczyć w różnych czynnościach bo 24 godziny na dobę chodziłam za moim raczkującym z prędkością światła urwisem i pilnowałam, żeby sobie czegoś nie zrobił.
Wczoraj byliśmy na przyjęciu Sylwestrowym u znajomej. Dużo dorosłych plus trójka dzieci, w tym jedno śpiące, oczywiście nie był to Piotruś, który o północy w ramionach dopiero co poznanej cioci wykrzykiwał głośne „tak” na widok każdej odpalonej petardy. Złożyliśmy sobie życzenia, dużo osób życzyło mi zdrowia, może się przydać, a ja sobie życzę spokoju i żeby ten rok był bardziej produktywny od poprzedniego, żeby udało się zrealizować kilka planów, żeby mój synek stawał się coraz bardziej samodzielny i z entuzjazmem odkrywał świat i żebym miała siłę mu w tym towarzyszyć, żeby mój chłopak uważnie mnie słuchał i opiekował się mną w chwilach zwątpienia, żeby rodzicie nie tęsknili tak bardzo za nami, a cieszyli się wnuczkami, które mają u siebie, na miejscu. Tego sobie życzę w nowym roku.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz