Pierwszy dzień nowego roku, w domu
cisza, wróciliśmy z Polski przedwczoraj, nie jest mi smutno, nie
czułam się tam dobrze, sama nie wiem dlaczego. Przeczytałam
gdzieś, że kochamy powtarzalność świąt, że co roku dzieje się
to samo, ja chyba nie jestem zakochana w tych corocznych kalkach z
lat poprzednich. Święta to dla mnie grający telewizor, hałas,
jedzenie, spotkania i opowiadane po raz setny te same historie. Nikt
nie jest zainteresowany historią najnowszą. Co roku też widzę
coraz bardziej zmęczoną mamę, a w tym było mi przykro, że nie
mogę jej wyręczyć w różnych czynnościach bo 24 godziny na dobę
chodziłam za moim raczkującym z prędkością światła urwisem i
pilnowałam, żeby sobie czegoś nie zrobił.
Wczoraj byliśmy na przyjęciu
Sylwestrowym u znajomej. Dużo dorosłych plus trójka dzieci, w tym
jedno śpiące, oczywiście nie był to Piotruś, który o północy
w ramionach dopiero co poznanej cioci wykrzykiwał głośne „tak”
na widok każdej odpalonej petardy. Złożyliśmy sobie życzenia,
dużo osób życzyło mi zdrowia, może się przydać, a ja sobie
życzę spokoju i żeby ten rok był bardziej produktywny od
poprzedniego, żeby udało się zrealizować kilka planów, żeby mój
synek stawał się coraz bardziej samodzielny i z entuzjazmem
odkrywał świat i żebym miała siłę mu w tym towarzyszyć, żeby
mój chłopak uważnie mnie słuchał i opiekował się mną w
chwilach zwątpienia, żeby rodzicie nie tęsknili tak bardzo za
nami, a cieszyli się wnuczkami, które mają u siebie, na miejscu.
Tego sobie życzę w nowym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz