niedziela, 5 października 2014

22

Słońce świeci aż miło, na tę porę to pogoda nietypowa, bo ono tak świeci już od tygodnia, może nawet dłużej. Chcemy wykorzystać tę piękną pogodę i planujemy, że w czasie długiego weekendu wybierzmy się na wycieczkę do Poczdamu. Jak to zwykle z dziećmi bywa w dzień wycieczki młody budzi się z zaropiałym okiem i to w takim stopniu, że nie potrafi go otworzyć, robimy wycieczkę... do szpitala (jest święto, a zatem pomimo piątku pediatra odpada). Spędzamy w szpitalu ponad dwie godziny, przychodzi kilka osób z maluszkami i starszaki muszą poczekać, maluszki mają pierwszeństwo. Młody pomimo oka jest w szampańskim nastroju, biega po szpitalnym korytarzu niczego nieświadom, zaraz to się zmieni, kiedy lekarka poprosi mnie, żebym zmierzyła mu temperaturę. Diagnoza: zapalenie spojówek. A to nasze już trzecie w tym roku, także wiemy co robić. Swoją drogą kto zna dobry sposób na zakroplenie dwulatkowi oczu kiedy ten z całej siły je zaciska wygra u mnie nagrodę niespodziankę. Resztę dnia spędzamy w domu, poza małym wypadem do apteki po kropelki. Wycieczkę trzeba odłożyć.

W sobotę udaje nam się zrealizować plany. Wycieczka z Berlina do Poczdamu, to trochę jak wycieczka z Łodzi do Zgierza, z tą różnicą, że Berlin jest miastem do którego ludzie migrują, a nie z którego ubywają, a Poczdam to stolica landu Brandenburgia i jest trochę ładniejszy od Zgierza. Miasto zupełnie inne od Berlina, nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że jestem w Czechach. Miks przepięknej architektury klasycyzującej z toporną, zaniedbaną (to swoją drogą dziwne) architekturą świetności DDR. Wybieramy się na długi spacer bo od dworca głównego mamy zamiar przejść piechotą do parku, w którym znajduje się pałac Sanssouci. Po samym wejściu do parku młody stwierdza, że zrobi sobie przystanek koło drzewa, po którym chodzą robale. Nie wiem jak się te robaki nazywają, ale mnie kojarzą się z cmentarzami, może ktoś z was wie. Mają geometryczne, czarne pancerze z czerwonym symetrycznym wzorkiem. Spędzamy przy drzewie dobre 25 minut, bo robaki jak wiemy są bardzo interesujące. Swoją drogą w takich chwilach staram się nigdy dzieciaka nie poganiać, żeby nie zaburzać zachodzących procesów poznawczych. Po dokładnych oględzinach wyruszamy dalej. Park jest przepiękny, miejscami zapiera dech w piersiach. Mnie najbardziej do gustu przypadła oranżeria, sam Pałac Sanssouci mniej. Po drodze zbieramy jadalne kasztany, które jemy na surowo (po powrocie do domu zastanawiamy się czy aby na pewno były jadalne i czy fakt, że boli nas obydwoje głowa to nie efekt zatrucia). Wycieczka udana. Najmłodszy wybiegany, cały dzień na świeżym powietrzu dobrze wpływa na sen. Wszyscy padamy jak muchy. Ten weekend zaliczam do udanych.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz