sobota, 3 sierpnia 2019

63 (o upadku, korespondencja z Polski)


Przjechałam do Polski na prawie miesiąc. Czytam w internecie o tym jacy ludzie są przerażeni bo w w kraju pojawił się nowy potwór: LGBT. Pod kolejnymi arykułami dotyczącymi tematu środowisk osób homoseksualnych i transpółciowych wylewa się gówno, napędza kolejne i tak płynie nieustanna fala napędzana przez ludzi, których niefortunnie uważa się w tym kraju za autorytety. Jakiś dziadek, który z własnej woli wybrał życie w jakiejś skrajnej formie, nie mającej praktycznie nic wspólnego z życiem codziennym zwykłych ludzi opowiada bajki o zarazie. Jego postawa, myśl która będzie miała wpływ na tych którzy jej słuchają jest kwintesencją perfidii i hipokryzji. Jest świadectwem tego, jak bardzo kościół oderwany jest od rzeczywistości, co więcej jest świadectwem upadku tego kościoła. Im więcej tego słucham tym jestem bardziej pewna, że to ostatnie tchnienie tej instytucji. I wiecie co? Jest mi przykro. Nie jestem osobą wierzącą, z egzystencjalną troską radzę sobie w inny sposób. Nie potrzebuję wiary do tego, by poradzić sobie ze strachem przed nieszczęściami, czy ostatecznie przed śmiercią. Miałam to szczęście w życiu odebrać odpowiednią ilość edukacji, by znaleźć inne sposoby na sublimację owych trosk. Ale mam świadomość, że wielu ludzi tego kościoła potrzebuje, bo jest to jedyna forma wspólnoty w jakiej mają okazję uczestniczyć. Wiara pomaga im przetrwać i poradzić sobie z tym, że wszystko czego doświadczyli, zrobili w życiu ostatecznie na końcu nie będzie miało sensu. Tymczasem miejsce, które im to wszystko zapewnia pędzi ponad stówę na godzinę drogą jednokierunową zakończoną grubym na metr stalowym ogrodzeniem. Opowiadając bzdury o kolejnych zagrożeniach, figurach abstrakcyjnych jak genger czy LGBT, siejąc kolejne nieprawdziwe, przesiąknięte nienawiścią historyjki kościoł w Polsce nie przyciągnie do siebie ludzi młodych. A niestety tylko w taki sposób miałby jakąkolwiek szansę przetrwać. Ale o czym ja mówię. To już jest koniec. Nie wiem co musiałoby się stać żeby ludzie młodzi, wolni, myślący, a mam mimo wszystko wrażenie, że takich w Polsce jest więcej chcieli uczestniczyć w tej wspólnocie. Mogłabym powiedzieć, że to początek końca, ale to nie początek tylko już prawie koniec. Wątpię, że ten tekst przeczyta ktokolwiek, kto popiera te falę nienawiści, ale może przez przypadek znajdzie się jedna zbłąkana duszyczka, która popiera, dlatego mam coś na pocieszenie, przykład z Berlina, w którym sobie mieszkam od paru lat. Kościoły nadają się świetnie pod takie duże place zabaw dla dzieci, można wewnątrz spokojnie budować konstrukjce do wspinania i wszelkich innych aktywności, by młodych ludzi, przyszłe pokolenia uczyć żyć w wspólnocie. Wspólnocie radości i miłości.