poniedziałek, 24 listopada 2014

30 (pozdrowienia od mrocznej Mamazonki)

Jesień nie rozpieszcza. Kiedy skłaniam się ku noszeniu czapki oznacza to, że jest zimno, nawet bardzo. Nie pamiętam kiedy byliśmy na spacerze w parku, wychodzimy tylko jeśli jest to niezbędne.

Mogłabym napisać, że wiele się dzieje, ale tak na prawdę dzieje się zupełnie niewiele poza tym, że nadal narzekam na chore zatoki, laryngolog zasugerował, że to przez zęby więc od jutra zaczynam maraton dentystyczny. Pamiętam jak pierwszy raz udałam się tutaj na "przegląd" i dentystka pokręciła tylko głową na widok tej super fuszerki wykonanej oczywiście płatnie w Polsce (wyślę dentystce z Łodzi pocztówkę na święta, bo na pewno już nigdy jej nie odwiedzę jako pacjentka). Zeszły weekend spędziłam sama i miałam całą listę rzeczy do zrobienia, tych związanych z obowiązkami domowymi, ale także z szukaniem pracy etc. Co zrobiłam? Nic, bo całą sobotę przeleżałam w łóżku z paskudnym bólem głowy oglądając Gotham. W niedzielę natomiast było mnie jedynie stać na poprasowanie tony prania, która zebrała się u nas przez ostatnie dwa tygodnie. Niczym was nie zaskoczę, nudy na maksa. Wieczorem udało mi się spotkać z dwiema koleżankami, wybrałyśmy się razem na spotkanie z Księdzem Janem Kaczkowskim (tak wiem, wiem Karolina w kościele jest tak samo zaskakująca jak Karolina uprawiająca jogging). Spotkanie opóźniło się o prawie godzinę, a ja nie mogłam się skupić bo myślałam już o tym, że w domu czeka na mnie moje pachnące i kochane dziecię i jeśli nie wrócę w porę to zaśnie i się nie zobaczymy. Ksiądz promował swoją książkę, którą na pewno warto przeczytać, ale swój wykład rozpoczął od tyrady o odkupieniu przed śmiercią, łasce uświęcającej i wszystkich strasznościach jakie czekają ateistów po śmierci. Czułam się trochę jak na wykładzie z filozofii ale z nutką dreszczyku, zupełnie nie mój klimat, bo tak jak różnorakie doktryny filozoficzne można racjonalnie wytłumaczyć, tak rozważania teologiczne mają i miały dla mnie zawsze zbyt dużo pytań bez odpowiedzi albo odpowiedzi sugerujących, że pytająca osoba nie jest w stanie pojąć istoty rzeczy, bo nie jest tak blisko Boga jak odpowiadający. Nie wiem co było dalej, ale wyszłyśmy w momencie kiedy padła informacja, że nosimy w sobie mrok. I co? I zdążyłam utulić mojego żywo gestykulującego szkraba, który też walnął mi wykład, niestety nic nie zrozumiałam, bo posługiwał się tylko sobie znanym językiem. Wiemy jedynie, że chciał robić sok, bo pokazywał na sokowirówkę i bardzo się zmartwił na wieść, że nie mamy żadnych owoców. Pozdrawiam was serdecznie! Do usłyszenia!
Aha i pamiętajcie:



4 komentarze:

  1. To ciekawe z tym księdzem Kaczkowskim, bo ostatnio w necie często napotykam różne artykuły i reportaże o nim i wszystkie raczej go wychwalające, a tu dosyć krytyczna opinia z twojej strony. Musiałabym go chyba też na żywo posłuchać, żeby wyrobić sobie opinię, ale się raczej nie zapowiada.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja opinia jest z miejsca osoby "która się nie zna", bowiem rzadko mam do czynienie z księżmi, także brak mi porównania. Jednak chyba bliższa jest mi perspektywa wielkiej niewiadomej i zakładania jakichś rzeczy niż stawiania ich jako pewniki.

      Usuń
  2. mi to musieliby dobrze zapłacić żebym na spotkanie z księdziem wyszła;) Ale nie dlatego, że księdza nie lubię(też człowiek), ale mi się ostatnio w ogóle z domu wychodzić nie chce:) Jesień kochana, jesień! trzeba się przemęczyć!

    OdpowiedzUsuń
  3. No ty masz kochana prawo leniuchować w domu i praktycznie "przeleżeć" te pore roku ;)

    OdpowiedzUsuń