wtorek, 14 października 2014

25 (czyli dziecko to nie kot)

Może wyda wam się to dosadne, ale będąc jeszcze beztroską dwudziestolatką powiedziałam, że dziecko będę miała tylko wtedy kiedy wpadnę. Była to przepowiednia niczym z Astro TV, ta jednak się spełniła. Wraz z przyjściem na świat juniora, który to właśnie siedzi obok mnie z gorączką na fotelu i ogląda Santa's Workshop, wszystko w moim życiu się zmieniło. Podstawową zmianą jest to, że przy dziecku czasu ma się jak na lekarstwo,żeby nie powiedzieć, że nie ma się go wcale i nie można po prostu pozwalać na to, żeby ten czas marnować. Doszłam nawet ostatnio do wniosku, że mając np. dziecko w czasie studiów mogłabym je skończyć w terminie, bo nie miałoby miejsca wstawanie w południe i oglądanie którejś z kolei serii któregoś z kolei serialu, który nic nie wnosi do mojego życia poza „zabiciem czasu”, który to mogłabym wykorzystać na milion innych sposobów, ale wtedy niestety nie posiadałam dziecka i takiej wiedzy także.

Mój dzisiejszy wywód będzie o tym, że dziecko to nie kot, ani pies. Wiem, że sprawa jest oczywista, ale jak się ostatnio często przekonuję nie do końca. Pewna dziewczyna, gdzieś na oko w moim wieku, może trochę młodsza troszkę trzaśnięta alkoholem na przyjęciu urodzinowym mojej koleżanki obrała sobie mnie, matkę po przejściach jako słuchacza, a chciała opowiedzieć mi o tym, że razem z chłopakiem mają kota, by dowiedzieć się, czy potrafią się nim wspólnie zająć, a co za tym idzie czy nadają się na rodziców. Nie żartuję, to są fakty, a ona była przekonana, że podejmę dyskusję na temat wychowania kota? Jeśli mierzyć by poziom przygotowanie do macierzyństwa poprzez umiejętność opieki nad kotem, psem, chomikiem czy kanarkiem to powinnam w momencie przyjścia na świat Piotrka być nieźle wykwalifikowana. Problem w tym drodzy, przyszli rodzice ćwiczący na zwierzętach, że dziecko to nie kot. Jestem tego pewna, możecie mi zaufać, to także nie pies i może was to zaskoczy, ale to CZŁOWIEK! W dodatku na początku zupełnie bezbronny (z czasem rosną mu zęby, a ręce nabierają sprawności do szybkich ciosów albo rzutów- dostałam w sobotę w łeb małym metalowym walcem i mam pękniętą skórę na nosie i czole, także wiem co mówię) i należy się nim opiekować, cały czas! Nie tylko w momencie kiedy zamiauczy, albo otrze się nam o nogę tudzież zaśmierdzi mu z kuwety. Małe dzieci robią kupę i siku na okrągło, także pieluchę (to taka kuweta dla dzieci) zmienia się miliard razy dziennie, aż w końcu sam człowiek nie wie czy właśnie zmienił czy powinien zmienić. Maluchy wymagają też karmienia, na początku jest to proces nieustający z małymi przerwami, nie jedzą z miski Whiskas, tylko zajadają się mlekiem z cycka, także w tym czasie trzeba im towarzyszyć, nie ma czasu na załadowanie odcinka Gry o Tron, poza tym, że jest się tak zmęczonym, że nawet nie pamiętamy czasów kiedy coś nam się na komputerze ładowało. Z doświadczeń z kotem pamiętam, że im kot większy tym mniej z nim problemów (swego czasu na studiach miałyśmy 3 koty) i tutaj także zachodzi podstawowa różnica. Z dzieckiem jest odwrotnie, im większe tym więcej przy nim pracy i naszego zaangażowania. Trzeba mieć oczy dookoła głowy i 4 ręce. 
Ostatnio zapytałam mojego chłopaka czego nauczył się będąc tatą i usłyszałam, że nauczył się odpowiedzialności, ale także tego, że można łapać różne rzeczy bez użycia rąk. Jest to bezcenna uwaga. Bo tak właśnie jest. Kot czasem drapie ściany albo drzwi, dziecko po tych ścianach i drzwiach kredkuje i rozmazuje czekoladę/jogurt/zupę. Kot czasem strąci coś ze stołu, dziecko sięga po noże i dzbanki z gorącą herbatą. Mogłabym tak wymieniać te subtelne różnice bez końca, ale wydaje mi się to idiotyczne tak samo jak pewność, że zwierzątko przygotuje nas do macierzyństwa. Otóż nie przygotuje. Nic was nie przygotuje, tylko doświadczenie zbierane na bieżąco. Kończę i przysięgam, że jeśli raz usłyszę coś tak głupiego to nie ręczę za siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz