wtorek, 27 maja 2014

12

Wczoraj był Dzień Matki, na blogach, które określa się jako parentingowe, aż huczało w tym temacie. Dla mnie od dwóch lat to dzień szczególny, chociaż każda mama przyzna, że kiedy jej dziecko się uśmiecha, a dzieje się tak zapewne praktycznie codziennie to obojętne jest czy to maj czy grudzień, w jakimś sensie jest to także dzień matki. Mamą zostaje się na całe życie. Ostatnio zupełnie przez przypadek dowiedziałam się, że moja nauczycielka niemieckiego straciła kilka lat temu swojego syna, po pięciu latach walki z guzem mózgu odszedł, zostawiając żonę i dziecko, ale także swoich rodziców. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Spodobał mi się fakt, że S. mówi zawsze, że ma dwóch synów, nie używa czasu przeszłego, bo w jej sercu zawsze będzie dwóch. Opowiadając te smutną i niestety prawdziwą historię powiedziała, że to też część życia, z którą człowiek musi się pogodzić. Bardzo ją za to podziwiam. Podziwiam też moją mamę, która straciła dwójkę dzieci. Nie było mnie wtedy jeszcze na świecie, ale domyślam się, że nie było jej łatwo i jednocześnie bardzo podziwiam ją, że sobie tak świetnie poradziła i nasza trójka wychowała się w atmosferze przepełnionej radością życia, a nie smutku i rozpamiętywania. Za co z okazji wczorajszego święta chciałabym jej serdecznie podziękować, tak oficjalnie, na blogu, bo wiem że czyta (uśmiech).

P.S. postanowiłam, w każdym poście dodać jakiś link, albo napisać czemu aktualnie poświęcam swoją uwagę. Czytam teraz "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator i Marcin ciągle pyta mnie czemu tak czytam i czytam, co oznacza, że książka jest bardzo wciągająca. Jak skończę to nagryzmolę recenzję na lubimyczytac.
Zaglądamy po sąsiedzku (Olga i Janek też mieszkają w Berlinie) na bloga cojanekzrobil,
Polecam!

wtorek, 20 maja 2014

11

Matki, skąd wy czerpiecie energię?  Z Kosmosu? Da się tak? Kiedy lulam małego do snu, najchętniej bym już nie wstawała i zasnęła razem z nim, ale zazwyczaj jest przed 20, a kto dorosły chodzi spać o takiej godzinie? Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej czas tak się kurczył jak teraz, no może w czasie sesji, kiedy noc przed egzaminem gorączkowo coś szyłam albo kleiłam. Tydzień wali za tygodniem, miesiąc za miesiącem, operacja coraz bliżej Karolina. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego "dochodzenia do siebie", zagadnienie to pozostaje mocno w sferze abstrakcji. Jestem zmęczona na samą myśl. Teraz muszę zrobić tysiącpięćsetstodziewięćset badań, a to ultrasonografię tarczycy, a to krew, a to tomografię brzucha, a to mammo cycka, który się ostał, terminy, daty, etc, a jeszcze dowiedziałam się, że w ramach kursu, który teraz robię muszę zrobić jeszcze jeden na temat historii Niemiec, systemu podatkowego etc. Mam nadzieję, że uda mi się te dwa tygodnie z fascynującymi zagadnieniami wcisnąć między przedostatni kurs niemieckiego a ferie naszego Rojberka. Czuję się w chwili obecnej jakby mi ktoś podał środki mocno spowalniające cały organizm, oczy jakieś zaszłe mgłą, ziewam co raz, a przecież nawet nie ma godziny 18 i na dodatek dopiero wtorek. Dziś na zajęciach musiałam klepać się po twarzy, żeby nie zasnąć, nie wiem co się ze mną dzieję, ale brak energii to jakaś moja przewlekła przypadłość. Ponarzekałam, idę zrobić sobie kawę.