Czwarta noc z kolei nieprzespana, dziś
przez sen bełkotliwie proszę Piotrusia, żeby się nade mną
zlitował bo nie dam rady tak dalej. Cały dzień jestem na 100%,
rano pobudka przed siódmą, śniadanie, przebieranie, nie zła
kolejność, przebieranie, śniadanie, potem ubieranie bucików,
kurtki etc., bo się spóźnimy, bo im później wyjdziemy do
przedszkola tym mniej będę miała czasu na cokolwiek. Czas kiedy
jesteśmy w rozłące mija pięć razy szybciej niż ten np. w
weekend kiedy od rana bawimy się razem. Mam dokładnie pięć
godzin, żeby cokolwiek zrobić, próbuję w to zmieścić kąpiel,
pracę, jakieś domowe sprzątania, zmywania, prania, później nie
będzie jak. Ale dziś nie dam rady, jestem umówiona, ale o siódmej
piszę wiadomość, że nie mam siły przyjść, że musimy
przełożyć, bo wyczerpały mi się baterie. Proszę Marcina żeby
zaprowadził małego do przedszkola, a sama idę spać, nie pamiętam
kiedy ostatnio zapadłam w tak głęboki sen, na zewnątrz mogłaby
wybuchnąć wojna i pewnie by mnie nie obudziła. Kiedy dzieci
przestają budzić się skoro świt? Czy dopiero jako nastolatki
doceniają towarzystwo poduszki i kołdry i trudno je wyciągnąć z
łóżka? Czekam na ten czas z utęsknieniem. Podobno jestem
szczęściarą bo moje dziecko względnie przesypia całą noc, ale
jakoś trudno mi się z tego powodu cieszyć kiedy zwyczajnie w środę
koło godz. 19 nie pamiętam jak się nazywam. Muszę kończyć,
Piotrek wciera mi w spodnie pierniczka, w sumie dobrze się składa,
bo miałam nastawić pranie.
Za młodszej się tyle naspałam.. chyba dlatego teraz jakoś umiem wstać te 4 razy (jak nie więcej) w nocy na dokarnianie. Już nie pamietam jak to jest spać calą noc i kiedy to nastąpi heh.
OdpowiedzUsuńNo ja się też naspałam jak Piotrek był mniejszy, ale teraz chodzi do żłobka i wstaje wcześnie i robi tak też niestety w weekendy ;)
OdpowiedzUsuń