piątek, 10 stycznia 2014

3

Piękną wiosnę mamy tej zimy. Od kilku dni biegam z miejsca w miejsce, próbuję połączyć nowe obowiązki z tymi, które stały się codziennością. Za każdym razem kiedy lecę na złamanie karku, żeby odebrać małego z przedszkola, ten śpi w najlepsze, a ja z wywieszonym jęzorem siedzę w szatni i czytając broszury dla rodziców czekam, aż śpiący królewicz się obudzi. Na jednej z tablic informacyjnych wychowawcy umieszczają zdjęcia pokazujące czym grupa zajmuje się w bieżącym tygodniu. Na wszystkich widzę dzieci zajęte targaniem kolorowych czasopism na małe kawałeczki, nigdzie nie widać Piotrusia, trochę się martwię, że nie bawi się z grupą albo znów przespał godziny największej aktywności dzieci (zdarza mu się to dosyć często). Uspokaja mnie wychowawczyni i mówi, że moje dziecko zabawę w rozdzieranie papieru uznało za mało interesującą, brał podawane mu gazety, przeglądał i odkłada na kupkę. Ciekawe po kim to zamiłowanie do porządku, na pewno nie po mnie.
Od jakiegoś czasu jestem bardzo nerwowa, czekam na wyniki badań genetycznych, od których zależy mój spokój ujmując to najprościej. Miały być na początku stycznia, początek stycznia uznaję za zakończony, wyników brak. Gdzie się podziała niemiecka precyzja i punktualność? Coraz trudniej mi jest uzbrajać się w cierpliwość, ale nie mam na to wszystko wpływu, więc jeszcze trochę nerwowo poczekam, a zaraz biegnę, do dentysty, bo tydzień bez wizyty w jakimś gabinecie uznajemy za nieważny.

2 komentarze: