poniedziałek, 20 stycznia 2014

5

Pierwsza dobra wiadomość w tym roku, nie znaleźli u mnie mutacji genów odpowiadającej za nowotwór, także mówiąc krótko nie wiadomo skąd się to cholerstwo przypałętało. Cieszę się ogromnie, bo schodzi ze mnie stres w związku z potencjalnym rakiem jajnika etc. Oczywiście jakieś ryzyko zawsze jest, ale nie w takim procencie jak u posiadaczy mutacji.
Dużo się dzieje w tym miesiącu, mam przerwę w kursie i wydawało mi się, że ten czas będzie mi się dłużył, ale jest odwrotnie, zanim się obejrzę będzie 10 lutego i zaczną się zajęcia. Nie zmienia to jednak faktu, że muszę powtarzać to czego się nauczyłam, obiecałam sobie, że będę to robić codziennie, ale jakoś nie potrafię z nadmiaru codziennych wrażeń tej obietnicy dotrzymać. Chyba najszybciej nauczę się z kreskówek, oglądamy dla równowagi w obydwu językach. Znam na pamięć wszystkie odcinki Świnki Peppy, mam nawet na temat tej bajki pewne przemyślenia i trapi mnie wiele pytań, np. dlaczego Tato Świnka za każdym razem, gdy gdzieś jadą gubi drogę, albo o co chodzi z tym przewracaniem się na końcu każdego odcinka. Chciałabym, żeby tylko takie niepoważne problemy mnie prześladowały, dzisiejszy dzień przywrócił nadzieję.


wtorek, 14 stycznia 2014

4

Czwarta noc z kolei nieprzespana, dziś przez sen bełkotliwie proszę Piotrusia, żeby się nade mną zlitował bo nie dam rady tak dalej. Cały dzień jestem na 100%, rano pobudka przed siódmą, śniadanie, przebieranie, nie zła kolejność, przebieranie, śniadanie, potem ubieranie bucików, kurtki etc., bo się spóźnimy, bo im później wyjdziemy do przedszkola tym mniej będę miała czasu na cokolwiek. Czas kiedy jesteśmy w rozłące mija pięć razy szybciej niż ten np. w weekend kiedy od rana bawimy się razem. Mam dokładnie pięć godzin, żeby cokolwiek zrobić, próbuję w to zmieścić kąpiel, pracę, jakieś domowe sprzątania, zmywania, prania, później nie będzie jak. Ale dziś nie dam rady, jestem umówiona, ale o siódmej piszę wiadomość, że nie mam siły przyjść, że musimy przełożyć, bo wyczerpały mi się baterie. Proszę Marcina żeby zaprowadził małego do przedszkola, a sama idę spać, nie pamiętam kiedy ostatnio zapadłam w tak głęboki sen, na zewnątrz mogłaby wybuchnąć wojna i pewnie by mnie nie obudziła. Kiedy dzieci przestają budzić się skoro świt? Czy dopiero jako nastolatki doceniają towarzystwo poduszki i kołdry i trudno je wyciągnąć z łóżka? Czekam na ten czas z utęsknieniem. Podobno jestem szczęściarą bo moje dziecko względnie przesypia całą noc, ale jakoś trudno mi się z tego powodu cieszyć kiedy zwyczajnie w środę koło godz. 19 nie pamiętam jak się nazywam. Muszę kończyć, Piotrek wciera mi w spodnie pierniczka, w sumie dobrze się składa, bo miałam nastawić pranie.  

piątek, 10 stycznia 2014

3

Piękną wiosnę mamy tej zimy. Od kilku dni biegam z miejsca w miejsce, próbuję połączyć nowe obowiązki z tymi, które stały się codziennością. Za każdym razem kiedy lecę na złamanie karku, żeby odebrać małego z przedszkola, ten śpi w najlepsze, a ja z wywieszonym jęzorem siedzę w szatni i czytając broszury dla rodziców czekam, aż śpiący królewicz się obudzi. Na jednej z tablic informacyjnych wychowawcy umieszczają zdjęcia pokazujące czym grupa zajmuje się w bieżącym tygodniu. Na wszystkich widzę dzieci zajęte targaniem kolorowych czasopism na małe kawałeczki, nigdzie nie widać Piotrusia, trochę się martwię, że nie bawi się z grupą albo znów przespał godziny największej aktywności dzieci (zdarza mu się to dosyć często). Uspokaja mnie wychowawczyni i mówi, że moje dziecko zabawę w rozdzieranie papieru uznało za mało interesującą, brał podawane mu gazety, przeglądał i odkłada na kupkę. Ciekawe po kim to zamiłowanie do porządku, na pewno nie po mnie.
Od jakiegoś czasu jestem bardzo nerwowa, czekam na wyniki badań genetycznych, od których zależy mój spokój ujmując to najprościej. Miały być na początku stycznia, początek stycznia uznaję za zakończony, wyników brak. Gdzie się podziała niemiecka precyzja i punktualność? Coraz trudniej mi jest uzbrajać się w cierpliwość, ale nie mam na to wszystko wpływu, więc jeszcze trochę nerwowo poczekam, a zaraz biegnę, do dentysty, bo tydzień bez wizyty w jakimś gabinecie uznajemy za nieważny.

środa, 1 stycznia 2014

2

Pierwszy dzień nowego roku, w domu cisza, wróciliśmy z Polski przedwczoraj, nie jest mi smutno, nie czułam się tam dobrze, sama nie wiem dlaczego. Przeczytałam gdzieś, że kochamy powtarzalność świąt, że co roku dzieje się to samo, ja chyba nie jestem zakochana w tych corocznych kalkach z lat poprzednich. Święta to dla mnie grający telewizor, hałas, jedzenie, spotkania i opowiadane po raz setny te same historie. Nikt nie jest zainteresowany historią najnowszą. Co roku też widzę coraz bardziej zmęczoną mamę, a w tym było mi przykro, że nie mogę jej wyręczyć w różnych czynnościach bo 24 godziny na dobę chodziłam za moim raczkującym z prędkością światła urwisem i pilnowałam, żeby sobie czegoś nie zrobił.
Wczoraj byliśmy na przyjęciu Sylwestrowym u znajomej. Dużo dorosłych plus trójka dzieci, w tym jedno śpiące, oczywiście nie był to Piotruś, który o północy w ramionach dopiero co poznanej cioci wykrzykiwał głośne „tak” na widok każdej odpalonej petardy. Złożyliśmy sobie życzenia, dużo osób życzyło mi zdrowia, może się przydać, a ja sobie życzę spokoju i żeby ten rok był bardziej produktywny od poprzedniego, żeby udało się zrealizować kilka planów, żeby mój synek stawał się coraz bardziej samodzielny i z entuzjazmem odkrywał świat i żebym miała siłę mu w tym towarzyszyć, żeby mój chłopak uważnie mnie słuchał i opiekował się mną w chwilach zwątpienia, żeby rodzicie nie tęsknili tak bardzo za nami, a cieszyli się wnuczkami, które mają u siebie, na miejscu. Tego sobie życzę w nowym roku.